Śmierć X Muzy
Dokonał się mord X Muzy. Film zredukowany do zakończenia, którego nie można zdradzić. A przecież kino to znacznie więcej!
Film – X Muza nie żyje. Zmarła zamordowana przez swych czcicieli i wyznawców, którzy jej śmierci wcale nie zauważyli, którzy w Internecie entuzjastycznie wydzierają krwawe ochłapy jej zmasakrowanego ciała. To smutne, że nie przeżyła nawet dwóch stuleci.
Choroba pojawiła się wraz z upowszechnieniem się telewizji. Wielka, niedostępna, zachwycająca Muza została zrzucona z piedestału, spowszedniała. Zamiast boskiego statusu, zyskała pozycję domowego chochlika, duszka mającego dbać o dobry nastrój domostwa. Film został rozczłonkowany i spakowany w poręczne porcje. Charakter i cel istnienia filmów pozostał niezmieniony, ale ich prezentacja, a tym samym i odbiór uległy nieodwracalnej zmianie.
I wtedy pojawiło się kino domowe. Najpierw w postaci kaset, a potem DVD. Pojawiło się też pojęcie blockbusterów. Zdawać by się mogło, że mieliśmy do czynienia z odrodzeniem kultu X Muzy. W rzeczywistości jednak nastąpił jej całkowity upadek. X Muza przekształciła się w sakralną prostytutkę i jak hetery stała się zabawką w rękach klientów, którzy mogli dogadzać sobie zawsze i wszędzie. Kina zamieniły się w kaplice stawiane w cieniu nowych świątyń – centrów handlowych. W tym czasie przestało się przeżywać filmy, a zaczęło się je konsumować. W centrach handlowych, w biegu, w domach z przerwami, przewijając bez końca (a przynajmniej dopóki kaseta wytrzymywała).
Czasy sakralnej prostytucji skończyły się wraz z nadejściem ery darmowej konsumpcji zasobów Internetu. Codziennie setki tysięcy osób na całym świecie ściąga miliony gigabajtów plików filmowych. I nie bardzo wiadomo, po co to robią. Gdyby spytać samych ściągających, pewnie odpowiedzieliby, że chcą obejrzeć film. Smutne jest to, że większość z nich w to wierzy. W rzeczywistości jednak filmy jedynie zaliczają. W tym co i jak oglądają, nie odnajdziemy nic z doświadczenia XX-wiecznego widza. Przypomina to praktyki stosowane na fermach drobiu, na których to tuczy się gęsi dla dorodnych wątróbek, wpychając im bezpośrednio do żołądka kilogramy jedzenia. Tak właśnie pałaszują filmy współcześni internauci. Ich filozofia oglądania sprowadza się do jednego słowa: SPOILER.
Słowem "spoiler" określa się ujawnianie ważnego elementu fabuły, punktu zwrotnego lub zakończenia, przez co psuje się zabawę tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli. W samych "spoilerach" nie ma nic złego. Istnieją filmy, których konstrukcja opiera się na całkowitym zwrocie akcji. I wtedy jego zdradzenie rzeczywiście sprawia, że filmu nie warto już oglądać. Jednak dziś "spoiler" stał się pojęciem uniwersalnym. Dotyczy on każdego filmu, nawet takiego, który oparty jest na rzeczywistych wydarzeniach lub innych dziełach filmowych, literackich czy teatralnych. A to oznacza tylko jedno. Doświadczenie filmowe znacznie się zawęziło i w tej chwili dotyczy już de facto tylko fabuły. Oglądane na komputerowym ekranie, często w dość niskiej jakości (kto by tam przecież czekał na DVD-ripy, przecież premiera filmu była wczoraj, więc należy mi się już dziś jego obejrzenie!) filmy zresztą nic poza fabułą nie są w stanie nam zaoferować.
Tak właśnie dokonał się mord X Muzy. Film zredukowany do zakończenia, którego, Broń Boże!, nie można zdradzić. A przecież kino to znacznie więcej! W 90% przypadków znajomość końca nie ma znaczenia, liczy się bowiem doświadczenie emocjonalne i/lub intelektualne budowane przez sposób narracji, montaż, kadrowanie, grę aktorską. Niestety, aby tego doświadczyć, trzeba na chwilę przystanąć, trzeba przestać traktować film jak gumę do żucia. Z tego też powodu śmierć X Muzy, choć jest faktem dziś, nie musi być faktem jutro, droga z Hadesu wiedzie na powierzchnię. Jednak aby wskrzesić film, potrzebna jest zmiana mentalności widzów. Czy internautów na nią stać? Chciałbym w to wierzyć, jednak brak mi nadziei.
Marcin Pietrzyk
Między Filmem a pozostałymi Muzami istnieje duża różnica wieku. Do towarzyszek świetlistego Apolla dołączyła nie z racji urodzenia, a z racji tego, kim się stała. Choć była krewną Muz (głównie Melpomene, Talii i Terpsychory), pochodziła z pośledniego rodu. Jej babką była Malarstwo, a matką Fotografia. Jednak od chwili narodzin wiadomo było, że jest wyjątkowa. Ruchome obrazy zawojowały świat, oczarowując masową wyobraźnię. Nie liczyło się to, czy na ekranie bohaterowie obrzucali się tortami, czy też dorodne dziewoje popisywały się umiejętnościami pływania synchronicznego. Film stał się doznaniem metafizycznym, religijnym. Dziś wydaje się to nieprawdopodobne, lecz wystarczy przeczytać wczesne opracowania z zakresu teorii kina, by zobaczyć, jak istotne znaczenie miała ciemność sali kinowej, zbiorowe doświadczanie, ceremoniał, by nie powiedzieć kult, jaki otaczał seans filmowy. Nie bez powodu najwspanialsze sale kinowe konkurować mogły z katedrami.
Choroba pojawiła się wraz z upowszechnieniem się telewizji. Wielka, niedostępna, zachwycająca Muza została zrzucona z piedestału, spowszedniała. Zamiast boskiego statusu, zyskała pozycję domowego chochlika, duszka mającego dbać o dobry nastrój domostwa. Film został rozczłonkowany i spakowany w poręczne porcje. Charakter i cel istnienia filmów pozostał niezmieniony, ale ich prezentacja, a tym samym i odbiór uległy nieodwracalnej zmianie.
I wtedy pojawiło się kino domowe. Najpierw w postaci kaset, a potem DVD. Pojawiło się też pojęcie blockbusterów. Zdawać by się mogło, że mieliśmy do czynienia z odrodzeniem kultu X Muzy. W rzeczywistości jednak nastąpił jej całkowity upadek. X Muza przekształciła się w sakralną prostytutkę i jak hetery stała się zabawką w rękach klientów, którzy mogli dogadzać sobie zawsze i wszędzie. Kina zamieniły się w kaplice stawiane w cieniu nowych świątyń – centrów handlowych. W tym czasie przestało się przeżywać filmy, a zaczęło się je konsumować. W centrach handlowych, w biegu, w domach z przerwami, przewijając bez końca (a przynajmniej dopóki kaseta wytrzymywała).
Czasy sakralnej prostytucji skończyły się wraz z nadejściem ery darmowej konsumpcji zasobów Internetu. Codziennie setki tysięcy osób na całym świecie ściąga miliony gigabajtów plików filmowych. I nie bardzo wiadomo, po co to robią. Gdyby spytać samych ściągających, pewnie odpowiedzieliby, że chcą obejrzeć film. Smutne jest to, że większość z nich w to wierzy. W rzeczywistości jednak filmy jedynie zaliczają. W tym co i jak oglądają, nie odnajdziemy nic z doświadczenia XX-wiecznego widza. Przypomina to praktyki stosowane na fermach drobiu, na których to tuczy się gęsi dla dorodnych wątróbek, wpychając im bezpośrednio do żołądka kilogramy jedzenia. Tak właśnie pałaszują filmy współcześni internauci. Ich filozofia oglądania sprowadza się do jednego słowa: SPOILER.
Słowem "spoiler" określa się ujawnianie ważnego elementu fabuły, punktu zwrotnego lub zakończenia, przez co psuje się zabawę tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli. W samych "spoilerach" nie ma nic złego. Istnieją filmy, których konstrukcja opiera się na całkowitym zwrocie akcji. I wtedy jego zdradzenie rzeczywiście sprawia, że filmu nie warto już oglądać. Jednak dziś "spoiler" stał się pojęciem uniwersalnym. Dotyczy on każdego filmu, nawet takiego, który oparty jest na rzeczywistych wydarzeniach lub innych dziełach filmowych, literackich czy teatralnych. A to oznacza tylko jedno. Doświadczenie filmowe znacznie się zawęziło i w tej chwili dotyczy już de facto tylko fabuły. Oglądane na komputerowym ekranie, często w dość niskiej jakości (kto by tam przecież czekał na DVD-ripy, przecież premiera filmu była wczoraj, więc należy mi się już dziś jego obejrzenie!) filmy zresztą nic poza fabułą nie są w stanie nam zaoferować.
Tak właśnie dokonał się mord X Muzy. Film zredukowany do zakończenia, którego, Broń Boże!, nie można zdradzić. A przecież kino to znacznie więcej! W 90% przypadków znajomość końca nie ma znaczenia, liczy się bowiem doświadczenie emocjonalne i/lub intelektualne budowane przez sposób narracji, montaż, kadrowanie, grę aktorską. Niestety, aby tego doświadczyć, trzeba na chwilę przystanąć, trzeba przestać traktować film jak gumę do żucia. Z tego też powodu śmierć X Muzy, choć jest faktem dziś, nie musi być faktem jutro, droga z Hadesu wiedzie na powierzchnię. Jednak aby wskrzesić film, potrzebna jest zmiana mentalności widzów. Czy internautów na nią stać? Chciałbym w to wierzyć, jednak brak mi nadziei.
Marcin Pietrzyk
Komentarze (1 - 10 z 17)
Co do samego przesłania - też mi odkrycie. Wiadomo nie od dziś że szeroko pojęta kultura schodzi na psy żeby dopasować się do gustów miernot. Widać to po programach tv, filmach, książkach czy grach komputerowych.
Pozatym, nie bardzo rozumiem co autor chce osiągnąć tym artykułem? Szczególnie ostatnim akapitem. "90% przypadków znajomość końca nie ma znaczenia, liczy się bowiem doświadczenie emocjonalne (blablabla)" Znajomość zakończenia nie ma znaczenia? Czyli... fabuła, której podsumowaniem jest zakończenie też nie ma znaczenia? Sorry, ale nawet najlepiej zagrany, wykadrowany czy zmontowany film, bez fabuły będzie równie interesujący co obserwowanie wody kapiącej z kranu, albo, żeby przytoczyć filmowy przykład, oglądanie latającej, jednorazowej zrywki. Nie wiem jak autor, ale oglądanie filmów o niczym (tzw. "kino ambitne"), albo o głupiej i nielogicznej fabule są dla mnie nie do strawienia. Może jednak warto zauważyć, że film powstał jako sposób przedstawienia fabuły właśnie, dlatego jest ona kluczowym elementem każdej produkcji. Dobra fabuła pozwoli wybaczyć błędy bądź niedociągnięcia w efektach specjalnych itp. W drugą stronę to nie działa.
"Jakie filmy (a raczej produkcje) takie ich przeżywanie (czyli w tym przypadku konsumowanie)."
Już nawet nie wiem czego nadużywają wytwórnie filmowe, ostatnie co pamiętam to były niekończące się rimejki a wcześniej filmy trzygodzinne, albo na odwrót :P.
w necie tez nie ma nic ciekawego
Kino od samego poczatku bylo rozrywka dla mas. Stad na samym pocztku, swoje miejsca "wielkie katedry kinowe" mialy swoje miejsca na jarmarkach czy w cyrkach. Dopiero po dlugim czasie film przeksztalcil sie w sztuke i jako taki wspolistnial wraz z kinem widza masowego. Zawsze tak bylo, jest i bedzie. Nie chcesz ogladac kina komercyjnego, to nie ogladaj. Nie chesz ogladac filmow slabej jakosci, to nie ogladaj. Proste.
Smierc X muzy...he he. Tytul i tresc artykulu jak z gazety "Fakt"