FilmwebMedia27.07.2010 (15:25)17 komentarzy

Śmierć X Muzy

Dokonał się mord X Muzy. Film zredukowany do zakończenia, którego nie można zdradzić. A przecież kino to znacznie więcej!
Film – X Muza nie żyje. Zmarła zamordowana przez swych czcicieli i wyznawców, którzy jej śmierci wcale nie zauważyli, którzy w Internecie entuzjastycznie wydzierają krwawe ochłapy jej zmasakrowanego ciała. To smutne, że nie przeżyła nawet dwóch stuleci.
Między Filmem a pozostałymi Muzami istnieje duża różnica wieku. Do towarzyszek świetlistego Apolla dołączyła nie z racji urodzenia, a z racji tego, kim się stała. Choć była krewną Muz (głównie Melpomene, Talii i Terpsychory), pochodziła z pośledniego rodu. Jej babką była Malarstwo, a matką Fotografia. Jednak od chwili narodzin wiadomo było, że jest wyjątkowa. Ruchome obrazy zawojowały świat, oczarowując masową wyobraźnię. Nie liczyło się to, czy na ekranie bohaterowie obrzucali się tortami, czy też dorodne dziewoje popisywały się umiejętnościami pływania synchronicznego. Film stał się doznaniem metafizycznym, religijnym. Dziś wydaje się to nieprawdopodobne, lecz wystarczy przeczytać wczesne opracowania z zakresu teorii kina, by zobaczyć, jak istotne znaczenie miała ciemność sali kinowej, zbiorowe doświadczanie, ceremoniał, by nie powiedzieć kult, jaki otaczał seans filmowy. Nie bez powodu najwspanialsze sale kinowe konkurować mogły z katedrami.

Choroba pojawiła się wraz z upowszechnieniem się telewizji. Wielka, niedostępna, zachwycająca Muza została zrzucona z piedestału, spowszedniała. Zamiast boskiego statusu, zyskała pozycję domowego chochlika, duszka mającego dbać o dobry nastrój domostwa. Film został rozczłonkowany i spakowany w poręczne porcje. Charakter i cel istnienia filmów pozostał niezmieniony, ale ich prezentacja, a tym samym i odbiór uległy nieodwracalnej zmianie.

I wtedy pojawiło się kino domowe. Najpierw w postaci kaset, a potem DVD. Pojawiło się też pojęcie blockbusterów. Zdawać by się mogło, że mieliśmy do czynienia z odrodzeniem kultu X Muzy. W rzeczywistości jednak nastąpił jej całkowity upadek. X Muza przekształciła się w sakralną prostytutkę i jak hetery stała się zabawką w rękach klientów, którzy mogli dogadzać sobie zawsze i wszędzie. Kina zamieniły się w kaplice stawiane w cieniu nowych świątyń – centrów handlowych. W tym czasie przestało się przeżywać filmy, a zaczęło się je konsumować. W centrach handlowych, w biegu, w domach z przerwami, przewijając bez końca (a przynajmniej dopóki kaseta wytrzymywała).

Czasy sakralnej prostytucji skończyły się wraz z nadejściem ery darmowej konsumpcji zasobów Internetu. Codziennie setki tysięcy osób na całym świecie ściąga miliony gigabajtów plików filmowych. I nie bardzo wiadomo, po co to robią. Gdyby spytać samych ściągających, pewnie odpowiedzieliby, że chcą obejrzeć film. Smutne jest to, że większość z nich w to wierzy. W rzeczywistości jednak filmy jedynie zaliczają. W tym co i jak oglądają, nie odnajdziemy nic z doświadczenia XX-wiecznego widza. Przypomina to praktyki stosowane na fermach drobiu, na których to tuczy się gęsi dla dorodnych wątróbek, wpychając im bezpośrednio do żołądka kilogramy jedzenia. Tak właśnie pałaszują filmy współcześni internauci. Ich filozofia oglądania sprowadza się do jednego słowa: SPOILER.

Słowem "spoiler" określa się ujawnianie ważnego elementu fabuły, punktu zwrotnego lub zakończenia, przez co psuje się zabawę tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli. W samych "spoilerach" nie ma nic złego. Istnieją filmy, których konstrukcja opiera się na całkowitym zwrocie akcji. I wtedy jego zdradzenie rzeczywiście sprawia, że filmu nie warto już oglądać. Jednak dziś "spoiler" stał się pojęciem uniwersalnym. Dotyczy on każdego filmu, nawet takiego, który oparty jest na rzeczywistych wydarzeniach lub innych dziełach filmowych, literackich czy teatralnych. A to oznacza tylko jedno. Doświadczenie filmowe znacznie się zawęziło i w tej chwili dotyczy już de facto tylko fabuły. Oglądane na komputerowym ekranie, często w dość niskiej jakości (kto by tam przecież czekał na DVD-ripy, przecież premiera filmu była wczoraj, więc należy mi się już dziś jego obejrzenie!) filmy zresztą nic poza fabułą nie są w stanie nam zaoferować.

Tak właśnie dokonał się mord X Muzy. Film zredukowany do zakończenia, którego, Broń Boże!, nie można zdradzić. A przecież kino to znacznie więcej! W 90% przypadków znajomość końca nie ma znaczenia, liczy się bowiem doświadczenie emocjonalne i/lub intelektualne budowane przez sposób narracji, montaż, kadrowanie, grę aktorską. Niestety, aby tego doświadczyć, trzeba na chwilę przystanąć, trzeba przestać traktować film jak gumę do żucia. Z tego też powodu śmierć X Muzy, choć jest faktem dziś, nie musi być faktem jutro, droga z Hadesu wiedzie na powierzchnię. Jednak aby wskrzesić film, potrzebna jest zmiana mentalności widzów. Czy internautów na nią stać? Chciałbym w to wierzyć, jednak brak mi nadziei.

Marcin Pietrzyk

Komentarze (1 - 10 z 17)

Hej!!! Rozpaplani kibole Nki, Polsatu, Cyfry!!! Gdzieście się podziali??? Istny zalew postów pod tym artykułem dowodzi słuszności smutnej konkluzji autora...
 0  
Ten artykuł to bełkot. Miało to być (chyba) felietonem, ale coś strasznie nie wyszło i w efekcie mamy watę zapychającą poszczególne akapity, a samej treści jak na lekarstwo...
Co do samego przesłania - też mi odkrycie. Wiadomo nie od dziś że szeroko pojęta kultura schodzi na psy żeby dopasować się do gustów miernot. Widać to po programach tv, filmach, książkach czy grach komputerowych.
Pozatym, nie bardzo rozumiem co autor chce osiągnąć tym artykułem? Szczególnie ostatnim akapitem. "90% przypadków znajomość końca nie ma znaczenia, liczy się bowiem doświadczenie emocjonalne (blablabla)" Znajomość zakończenia nie ma znaczenia? Czyli... fabuła, której podsumowaniem jest zakończenie też nie ma znaczenia? Sorry, ale nawet najlepiej zagrany, wykadrowany czy zmontowany film, bez fabuły będzie równie interesujący co obserwowanie wody kapiącej z kranu, albo, żeby przytoczyć filmowy przykład, oglądanie latającej, jednorazowej zrywki. Nie wiem jak autor, ale oglądanie filmów o niczym (tzw. "kino ambitne"), albo o głupiej i nielogicznej fabule są dla mnie nie do strawienia. Może jednak warto zauważyć, że film powstał jako sposób przedstawienia fabuły właśnie, dlatego jest ona kluczowym elementem każdej produkcji. Dobra fabuła pozwoli wybaczyć błędy bądź niedociągnięcia w efektach specjalnych itp. W drugą stronę to nie działa.
 1  
Z konkluzją się nie zgadzam, mam swoją którą mogę wyrazić jednym zdaniem:
"Jakie filmy (a raczej produkcje) takie ich przeżywanie (czyli w tym przypadku konsumowanie)."
Już nawet nie wiem czego nadużywają wytwórnie filmowe, ostatnie co pamiętam to były niekończące się rimejki a wcześniej filmy trzygodzinne, albo na odwrót :P.
 0  
w końcu ktoś to zauważył.. zgadzam się jak najbardziej z autorem tekstu. moda na filmy o "nieprzewidywalnym" zakończeniu które nijak mają się do reszty fabuły trwa już od dobrych wielu lat.. nie ważne że zakończenie powoduje jakieś niedociągnięcia w ciągłości fabuły, nie ważne że prędzej wygra się 6 w lotka niż odgadnie w takim filmie zakończenie [np. takie że jeden bohater okazuje się dwoma bohaterami i to siebie samego gonił przez cały film]. ważne że jest zakończenie jest "zaskakujące" że aż chce się powiedzieć "łaaaaał
 0  
juz od dawna nie ogladam tv
w necie tez nie ma nic ciekawego
 0  
Ostatnie zadanie w przedostatnim akapicie. Autor tego felietonu chyba nie ma pojęcia o czym pisze. To że w kinie jest wielki ekran nie oznacze że film jest wyświetlany w rozdzielczosci kilka tysiecy na kilka tysiecy. Film jest wyswietlany przez projektor, taki duży rzutnik z 'normalnego' źródła a nie przez jakies super-extra-mega-HD-DVD. Pozostałe kwestie to "premiera filmu była wczoraj". Autor felietonu widac nie wie że w sieci często pojawiaja sie filmy znacznie wczesniej niż w kinach. I na koniec kwestia DVDRip. Tzw. scenowe DVDRipy czesto sa znacznie lepszej jakosci niż oryginalne filmy zamieszczone na DVD, nie wspominając już o VOD. Podsumowując internet daje lepsza jakość (tzw. scenowe wydania) niz kino (film z projektora, szeleszczące wory z jedzeniem publicznosci, niewygodne fotele) i telewizja (reklamy, złe proporcje obrazu, zły lektor).
 0  
Krzykliwy tytuł zachęca do czytania. Ale najlepszy komentarz dał "srb". Naprawdę kompletny bełkot. Skąd taki wniosek, bo w tekście same ogólniki. Ktoś, kto przeżył epokę "video", ma dobre kino domowe, "kiedyś" chodził do kina-nigdy nie "skonsumuje" filmu w internecie czy nie daj Boże w komórce. A tym, którzy tak robią nawet nie trzeba współczuć. Im to odpowiada i nie wiedzą co tracą. Śmierć X Muzy? Chyba upadek dobryuch obyczajów- bo X muza nigdy nie zginie...
 0  
Co za bzdury...

Kino od samego poczatku bylo rozrywka dla mas. Stad na samym pocztku, swoje miejsca "wielkie katedry kinowe" mialy swoje miejsca na jarmarkach czy w cyrkach. Dopiero po dlugim czasie film przeksztalcil sie w sztuke i jako taki wspolistnial wraz z kinem widza masowego. Zawsze tak bylo, jest i bedzie. Nie chcesz ogladac kina komercyjnego, to nie ogladaj. Nie chesz ogladac filmow slabej jakosci, to nie ogladaj. Proste.

Smierc X muzy...he he. Tytul i tresc artykulu jak z gazety "Fakt"
 0  
Skąd te przypuszczenia o śmierci X-muzy? Przecież produkcja filmów nigdy nie miała się lepiej niż w tej chwili! 100 lat temu powstawało 10 filmów rocznie, obecnie co roku mamy dziesiątki nowych filmów, które wypada obejrzeć, nie wspominając już o idących w tysiące produkcjach wyłącznie rozrywkowych. W tej chwili dzięki filmom nie tylko się relaksujemy, ale uczymy się z nich, czy też pozyskujemy informacje, np. jak może wyglądać wojna w Iraku. Przemysł filmowy to setki tysięcy miejsc pracy. W mojej opinii to najprężniej rozwijająca się muza obok prozy i muzyki.
 0  
REWELACJA!!! Wróćmy do epoki kamienia łupanego:)) Swoją drogą jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam to "Wiatr" z Lilian Gish - absolutnie prosty, czarno-biały i niemy. Mniej znaczy więcej, Panie Redaktorze! Epatowanie erudycją i wątpliwe udowadnianie dzięki niej swej intelektualnej wyższości - raczej o niej nie świadczy, ale to jedynie moje skromne zdanie. Pozdrawia_M
 0  

Polecamy