Wojna i dyplomacja
Dziennikarze i blogerzy nie przebierają w słowach. Zdania na temat Kataryny i stanowiska „Dziennika” w jej sprawie są podzielone. Obecną sytuację wiele osób nazywa wręcz wojną dziennikarzy z blogerami. Tymczasem Rada Etyki Mediów wypowiada się na ten temat dyplomatycznie – jak zwykle.
Rada Etyki Mediów wydała oświadczenie, w którym zwróciła uwagę na „niepokojące okoliczności” sprawy Kataryny. Już samo zabranie głosu przez REM świadczy o tym, że istotnie jest „sprawa”, bo organizacja wypowiada się niezbyt często, w kwestiach budzących największe kontrowersje.
Kataryna nie pozostała dłużna Radzie Etyki Mediów i w mniej dyplomatycznym tonie odpowiedziała na oświadczenie. Stwierdziła, że Karta Etyczna Mediów jej nie dotyczy, bo odnosi się do dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców. Kim wobec tego jest Kataryna, zdaniem jej samej? Otóż jest tylko czytelnikiem. Dziennikarzem się więc nie czuje.
Publicyści twierdzą, że jeśli blogerzy chcą być traktowani na równi z nimi, powinni ujawniać swoją tożsamość. Tymczasem Kataryna - jak wynika z jej słów - nie ma ochoty wkraczać do świata dziennikarzy i nie chce podporządkować się obowiązującym w nim zasadom.
Przy okazji konfliktu pomiędzy Kataryną a „Dziennikiem” pogłębiła się wzajemna niechęć dziennikarzy i blogerów. Pojawiają się głosy, że publicyści boją się blogerów – obawiają się nie tylko krytyki z ich strony, ale i utraty pozycji jedynych komentatorów życia publicznego. Czy poprzez ujawnienie tożsamości blogerki „Dziennik” chciał pokazać, do kogo należy ostatnie słowo w dyskusji?
W filmie „Stan gry” doświadczony dziennikarz (w tej roli Russell Crowe) mówi z przekąsem, że musi przeczytać kilka blogów, żeby wyrobić sobie opinię na jakiś temat. To oczywiście ironia i próba pokazania światka blogerów jako może i modnego, ale niepoważnego.
Sęk w tym, że coraz częściej ludzie wolą czytać opinie niepoważnych i niepoprawnych politycznie blogerów niż poważnych i przewidywalnych publicystów. Ostatnie słowo w dyskusji należy więc nie do „Dziennika”, nie do Kataryny, ale do czytelników. I to oni zdecydują, kto wygra w tej walce.
W oświadczeniu Rada Etyki Mediów przypomina dziennikarzom (bo chyba niektórzy o tym zapomnieli), że ujawnienie tożsamości autora tekstów pisanych pod pseudonimem, wbrew jego woli, jest „naruszeniem ogólnie przyjętych zasad”. Znajdziemy tu też napomnienia skierowane do blogerów. REM wskazuje na reguły ujęte w Karcie Etycznej Mediów i przypomina, że „poważnym naruszeniem owych zasad jest także publikowanie pod pseudonimem ataków personalnych”. Dostało się i „Dziennikowi”, i Katarynie. Dyplomatycznie.
Kataryna nie pozostała dłużna Radzie Etyki Mediów i w mniej dyplomatycznym tonie odpowiedziała na oświadczenie. Stwierdziła, że Karta Etyczna Mediów jej nie dotyczy, bo odnosi się do dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców. Kim wobec tego jest Kataryna, zdaniem jej samej? Otóż jest tylko czytelnikiem. Dziennikarzem się więc nie czuje.
Publicyści twierdzą, że jeśli blogerzy chcą być traktowani na równi z nimi, powinni ujawniać swoją tożsamość. Tymczasem Kataryna - jak wynika z jej słów - nie ma ochoty wkraczać do świata dziennikarzy i nie chce podporządkować się obowiązującym w nim zasadom.
Przy okazji konfliktu pomiędzy Kataryną a „Dziennikiem” pogłębiła się wzajemna niechęć dziennikarzy i blogerów. Pojawiają się głosy, że publicyści boją się blogerów – obawiają się nie tylko krytyki z ich strony, ale i utraty pozycji jedynych komentatorów życia publicznego. Czy poprzez ujawnienie tożsamości blogerki „Dziennik” chciał pokazać, do kogo należy ostatnie słowo w dyskusji?
W filmie „Stan gry” doświadczony dziennikarz (w tej roli Russell Crowe) mówi z przekąsem, że musi przeczytać kilka blogów, żeby wyrobić sobie opinię na jakiś temat. To oczywiście ironia i próba pokazania światka blogerów jako może i modnego, ale niepoważnego.
Sęk w tym, że coraz częściej ludzie wolą czytać opinie niepoważnych i niepoprawnych politycznie blogerów niż poważnych i przewidywalnych publicystów. Ostatnie słowo w dyskusji należy więc nie do „Dziennika”, nie do Kataryny, ale do czytelników. I to oni zdecydują, kto wygra w tej walce.
Komentarze